Nowa muzyka Myry Melford, aktywnej (od początku lat 90-tych) na nowojorskiej scenie muzycznej pianistki i kompozytorki, (...) pisze Andrzej Kalinowski, Jazz Forum 4-5 2025)(..) nie pierwszy raz odnosi się do inspiracji poza muzycznych – album „Splash” nawiązuje do malarstwa amerykańskiego post-abstrakcjonisty Cy Twombly'ego, właśc. Edwina Parkera (1928-2011).
Trio amerykańskiej pianistki stara się oddać dynamikę i zmienność rzeczy uchwyconych na jego płótnach. Taka jest bezpośrednia inspiracja kompozytorki, lecz napisana przez nią muzyka, przenosi jej osobiste doświadczenie na bardziej uniwersalny poziom, dostępny wszystkim słuchającym. Od pierwszych dźwięków mamy wrażenie muzyki niezwykle osobistej i wymagającej, a jednak przekonujemy się, że muzycy z łatwością wciągnęli nas w głąb muzycznej narracji i już po chwili „muzyka się przed nami otwiera”. Przynajmniej takie są moje odczucia. Z jednej strony jest to muzyka intuitywna, oparta na doświadczeniu i wiedzy, a z drugiej jest w niej bardzo wyraźny pierwiastek kompozytorski. Nic w tym dziwnego, Myra była uczennicą Dona Pullena i Henry Threadgilla. „Splash Trio” nie gra intuicyjnie, na sposób free jazzowy, jest zorientowana na akcję i zespołowy rezonans w ramach kompozycji, o czym świadczy tytuł albumu „Splash” oznaczający pluśnięcie, a więc ruch, uderzenie, dźwięk - jakąś dynamikę. Technika pianistyczna Melford zorientowana jest na rytm, jego zmienność i nieoczywiste harmonie, przywodzi też na myśl muzykę Henry Cowella i Charlesa Ivesa, w szczególności klastery, które są też obecne w tradycji bluesowej i w jazzie. Ponadto wyraźnie słyszalne jest doświadczenie muzyki amerykańskich minimalistów, w szczególności Philipa Glassa („Interlude I”). Pomimo tych klasycznych związków i użycia warsztatu kompozytorskiego, jest to muzyka improwizowana, choć z wyraźnym podziałem ról i ustawieniem brzmienia zespołu przez kompozytorkę, Melford jest autorką wszystkich kompozycji. Nie umniejsza to inwencji zaproszonych do współpracy instrumentalistów (znanych z licznych współprac, m.in. z Timem Berne, Markiem Ribotem, Mary Halvorson czy Johnem Zornem i będących też liderami własnych zespołów), a wręcz tę inwencję wzmacnia. Melford pozostaje pianistką w klasycznym jazzowym trio, z doskonale brzmiącą sekcję - kontrabasowe sola Formanka są wyrafinowane i wirtuozerskie, a gra na blachach Chesa Smitha godna największych jazzowych mistrzów. Za chwilę perkusista przechodzi do wibrafonu, aby towarzyszyć Melford gdy gra na fortepianie kilka powtarzalnych akordów, ponownie wraca do werbla i blach aby wykonać gęste perkusyjne solo. Nad całością czuwa Myra akcentując rytm na fortepianie, zmieniając tempa i harmonie. Z tak intensywną muzyczną akcją mamy do czynienia już w pierwszej kompozycji „Drift”, dalej jest równie ciekawie. Chwilami muzyka Myry Melford przywodzi na myśl trio innego amerykańskiego pianisty Vijaya Iyera, lecz jest od jego muzyki bardziej emocjonalna, mniej matematyczna, po prostu bardziej kobieca. Panowanie nad fortepianem i oryginalna konstrukcja kompozycji jest u niej rodzajem medytacji. Oczywiście to tylko mój odbiór jej muzyki. Zachęcam do wysłuchania nowej płyty Myry Melford, tym bardziej, że będzie ku temu szczególna okazja gdy „Splash Trio” zagra u nas dwa koncerty: 6 maja w Katowicach i dzień później w Sopocie.
Andrzej Kalinowski